Koncert Orkiestry Akademii Beethovenowskiej i Chóru Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II pod batutą Marcina Nałęcza – Niesiołowskiego, który miał miejsce 7 października, zakończył drugą edycję Festiwalu Muzyki Oratoryjnej „Musica Sacromontana” na Świętej Górze w Gostyniu. Podczas finałowego występu mieliśmy okazję usłyszeć muzykę Wolfganga Amadeusa Mozarta oraz prawykonanie „Missa Solemnis ex B” gostynianina Maksymiliana Koperskiego. Niedzielny koncert zakończył się pokazem fajerwerków. Była to niespodzianka przygotowana przez ks. superiora Zbigniewa Starczewskiego, z okazji przypadających w dniu koncertu urodzin M. Koperskiego.
Dzień wcześniej w barokowych murach bazyliki rozbrzmiały utwory ze zbiorów świętogórskich autorstwa Józefa Zeidlera i Jana Wańskiego. Na historycznych instrumentach wykonał je zespół kameralny Concerto Polacco z dyrygentem Markiem Toporowskim na czele.
Salve Regina, Pastorella, Requiem, Boże Abrahamów – modlitwa o deszcz J. Zeidlera, Litania de Beata Maria Virgine J. Wańskiego oraz wspomniana Missa Solemnis ex B M. Koperskiego, które mieliśmy okazję usłyszeć na żywo podczas festiwalowych koncertów, znajdą się na dwupłytowym albumie.
Na jakim etapie jest przygotowanie płyty?
— Płyta jest na etapie początkowym – mówi Łukasz Kurzawski, reżyser nagrania. — Pierwszy etap, czyli sesję nagraniową mamy już za sobą. Cały materiał musi być zarejestrowany bez błędów. Teraz zacznie się dość żmudny okres montażu, ponieważ utworów nie nagrywa się w całości, tylko często fragmentami, żeby uzyskać jak najlepszy efekt muzyczny. Następnie jest etap produkcji, który trwa około 3 miesięcy. Trzeba wybrać odpowiednie wersje, co często wymaga konsultacji z dyrygentami, osobami prowadzącymi zespoły, żeby na płycie znalazł się najbardziej wartościowy materiał. Potem pojawia się kwestia produkcji związanej z wytłoczeniem płyt.
Zdaniem Ł. Kurzawskiego materiał na płytę jest bardzo ciekawy.
— W porównaniu do płyty z ubiegłorocznego koncertu, ta będzie miała trochę inną formę pod względem stylistycznym. Tutaj jest większy aparat wykonawczy. Ta muzyka jest bardziej romantyczna, ale ciekawa. Dzieło Maksymiliana Koperskiego jest olbrzymie, robi wrażenie, napisane jest z rozmachem. Gdy jest wykonywane przez tak duży aparat wykonawczy i w akustyce bazyliki to dla mnie, z punktu widzenia nagraniowego jest to duże wyzwanie i przyjemność – dodaje.
Jak Ł. Kurzawskiemu pracuje się w bazylice świętogórskiej?
— Jeśli chodzi o atmosferę, to jest świetna – przyznaje Ł. Kurzawski. – Dla realizatora dźwięku bazylika nie jest łatwym miejscem do nagrań. Jest olbrzymi pogłos. Trzeba znaleźć pewien kompromis, by przy tak dużej liczbie wykonawców oddać piękno tej muzyki, żeby wszystko było selektywne i by były dobre proporcje. Ważne jest także uzyskanie dobrego brzmienia, żeby miło słuchało się muzyki. Jest to tym trudniejsze im trudniejsze są warunki akustyczne. Jestem zadowolony z pierwszej płyty i mam nadzieję, że ta będzie równie piękna.
Dyrygent M. Nałęcz – Niesiołowski przyznaje, iż zarówno on, jak i inni artyści, z którymi współpracował, szczerze pokochali muzykę naszego gostyńskiego kompozytora M. Koperskiego.
— Przez dwa dni wydarzyły się rzeczy magiczne. Mając świadomość tego, że Maksymilian Koperski tutaj żył, tworzył, mieszkał i został pochowany w bazylice, doszło do prawykonania i pierwszego nagrania jego uroczystej Mszy. Muzyka, którą wykonywaliśmy jest ze wszech miar godna odkrywania, poznawania i propagowania – dodaje M. Nałęcz – Niesiołowski. — Wszyscy muzycy starali się włożyć jak najwięcej swoich umiejętności, serca, talentu, żeby jak najlepiej wykonać dzieło M. Koperskiego. Pod względem formalnym utwór jest bardzo dobrze napisany. Jest to muzyka, którą na pewno możemy nazwać polskim klasycyzmem i mam nadzieję, że więcej dzieł, które się tutaj znajdują, będzie odkrywanych i granych na pięknym, rozwijającym się i wspaniale rokującym festiwalu. Ogromnie cieszę się, że mogę w tym wszystkim uczestniczyć. W sercu pozostaje ogromna radość, która daje siłę do dalszych artystycznych działań.
Kto mógł być mistrzem M. Koperskiego? Jakie M. Nałęcz – Niesiołowski dostrzega wpływy w jego twórczości?
— Na pewno klasycy wiedeńscy, szczególnie myślę tutaj o Mozarcie i Hydnu. Musiał zetknąć się z muzyką tych dwóch wielkich mistrzów, ponieważ w instrumentacji, charakterze jego muzyki widać ewidentne wpływy muzyki klasycznej niemieckiej i austrowęgierskiej – mówi M. Nałęcz – Niesiołowski
Czy gdyby za jakiś czas „Msza” Koperskiego było wykonywana po raz drugi, dyrygent podobnie rozbudowałby orkiestrę i chór, czy raczej zrobiłby bardziej kameralny skład?
— Można byłoby zrobić wersję bardziej kameralną. Chór składałby się wtedy z 16 osób, po cztery w każdym głosie plus czworo solistów. Jeśli chór miałby mniejszy skład, to można by na pewno zagrać w pojedynczym składzie zestawień instrumentów smyczkowych – dodaje M. Nałęcz – Niesiołowski. – Sądzę, że wykonanie w mniejszym składzie także miałoby wiele uroku, ale z drugiej strony uroczyste części utworu nie miałyby tyle blasku i pełni brzmienia, co wykonanie z większym zespołem.
Jak mówi Grzegorz Pecka – dyrygent i muzykolog, który zrekonstruował manuskrypty na orkiestrę, chór i solistów, utwór „Missa Solemnis ex B” M. Koperskiego, zachował się w kopii rękopisu wykonanej przez Białoszewskiego w maju i kwietniu 1840 roku i zawiera 98 luźnych kart, na których zostały zapisane głosy orkiestrowe i wokalne. Kopista nie podaje nigdzie swojego imienia, natomiast niezwykle cenną informacją dla muzykologów i historyków muzyki jest data wykonania kopii, która świadczy o tym, że M. Koperski pisząc swój utwór miał nie więcej niż 28 lat. Kompozycja należy więc do młodzieńczego okresu w twórczości kompozytora, reprezentując raczej klasycystyczny nurt zbliżony nieco do twórczości Haydna czy Mozarta. G. Pecka przyznaje, iż piękna linia melodyczna głosów solowych, wymagająca partia chóru i wręcz wirtuozowsko napisane fragmenty orkiestrowe, zwłaszcza partia pierwszych skrzypiec, a także bogata i zróżnicowan harmonika oraz interesująca orkiestracja, świadczą o tym, że kompozytor sam był doskonałym artystą – muzykiem, jak również, że miał do dyspozycji bardzo dobry zespół, z którym mógł wykonywać swe dzieła.
— Piękna linia melodyczna głosów solowych, wymagająca partia chóru i wręcz wirtuozowsko napisane fragmenty orkiestrowe, zwłaszcza partia pierwszych skrzypiec, a także bogata i zróżnicowana harmonika oraz interesująca orkiestracja, świadczą o tym, że kompozytor sam był doskonałym artystą – muzykiem, jak również, że miał do dyspozycji bardzo dobry zespół, z którym swoje dzieła mógł wykonywać – dodaje G. Pecka.
Jak przebiegała praca nad utworem M. Koperskiego?
— Praca przebiegała w trzech etapach: rekonstrukcja samej partytury, szczegółowa analiza całości pod względem harmonicznym, melodycznym, metrorytmicznym i poprawienie ewentualnych błędów czy nieścisłości, które pojawiły się podczas kopiowania utworu przez Białoszewskiego oraz przygotowanie całości do wykonania, czyli ujednolicenie dynamiki, artykulacji, frazowania, a także uzupełnienie oznaczeń wykonawczych, zarówno w głosach instrumentalnych jak i wokalnych. Wynikało to prawdopodobnie z ówczesnej praktyki wykonawczej, według której muzyk sam doskonale wiedział jak należy grać, czy śpiewać, a kompozytor ingerował jedynie w tych miejscach, w których oczekiwał od artysty odstępstwa od ustalonych zasad – mówi G. Pecka.
Jak G. Pecka ocenia utwór M. Koperskiego? Czy trafny był wybór takich, a nie innych muzyków, którzy go wykonywali?
— Doskonałym pomysłem organizatorów II edycji festiwalu było zaproszenie młodych wykonawców do zaprezentowania tego dzieła publiczności zgromadzonej w bazylice świętogórskiej, tj. Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, Chóru Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, bardzo dobrze brzmiącego wspólnie kwartetu solistów oraz świetnie prowadzącego całość dyrygenta Marcina Nałęcz – Niesiołowskiego. Jestem przekonany, że młodość, entuzjazm i radość z jaką wykonawcy podchodzą do pracy nad poszczególnymi częściami utworu, który niewątpliwie należy zaliczyć do arcydzieł polskiej muzyki religijnej XIX wieku, zaowocują wspaniałym wykonaniem w czasie koncertu finałowego – mówił na krótko przed niedzielnym koncertem G. Pecka. – Do muzyków i muzykologów należy odnajdywanie i prezentowanie opinii publicznej wciąż jeszcze nieznanych utworów rodzimych kompozytorów oraz przywracanie ich życiu koncertowemu.
Festiwalem na Świętej Górze zauroczony jest Stanisław Bukowski – dyrektor Agencji Nagrań i Koncertów Polskiego Radia z siedzibą w Warszawie, który podzielił się z nami swoimi wrażeniami.
— Fenomen festiwalu rozważałbym w dwóch aspektach: organizacyjnym i artystycznym. W Waszej Małej Ojczyźnie – Gostyniu, znajduje się niewielka grupa prawdziwych zapaleńców, którzy stanowią przewagę nad instytucjami publicznymi, gdzie każdy jest na etacie, ma zagwarantowaną jakąś pensję i zwykle małe szanse na jej zwiększenie przy zaangażowaniu, ale też niewielkie szanse na stracenie etatu, jeśli specjalnie się nie angażuje. Gdyby festiwal był organizowany przez etatowych pracowników podejrzewam, że byłby dużo gorszy. Wszystko zostało znakomicie zorganizowane – twierdzi S. Bukowski. – Oprawa festiwalu łączy się w cudowny sposób z muzyką. Wspaniałe jest to, że wśród tej pięknej scenerii jest tylu ludzi, którzy chłoną muzykę. To jest bardzo interesujące, że odkrywa się skarby kultury polskiej, które były zagubione, zapomniane, nie uświadomione w naszym pokoleniu.
S. Bukowski jest również zachwycony Gostyniem. Twierdzi, iż w naszym mieście widać niejedną „gospodarską rękę”. Jego zdaniem Gostyń jest piękny, czysty i zadbany.
— Gostyń to niezwykłe miasto, ale trzeba pamiętać o tym, że to jest Wielkopolska. Dla nas, tak zwanej „kongresówki”, to zupełnie co innego. My jesteśmy przyzwyczajeni do większego bałaganiarstwa, brudu, natomiast Gostyń jest przepięknym, czystym miastem, w którym naprawdę widać, że jest gospodarz. Większość mieszkańców dba o to miasto – przyznaje S. Bukowski.
Jak nasz rozmówca ocenia pod względem muzycznym i edytorskim płytę, która ukazała się po I Festiwalu Muzyki Oratoryjnej?
— W malutkiej części czujemy się współwłaścicielami tej płyty. Jest to znakomita muzyka – komentuje S. Bukowski. — Miałbym drobne pretensje do niektórych wykonawców, że nie wszystko jest tak zagrane i zaśpiewane jak być powinno, ale to są drobiazgi. Płyta jest szalenie wartościowa. Po pierwsze odkryto Józefa Zeidlera. Postać ta wcześniej była znana tylko wśród części muzykologów, natomiast nie wśród zwyczajnych odbiorców muzyki. Okazało się, że jest to wspaniały kompozytor, którym musimy się chlubić. Chwała, że część jego spuścizny została. Wszystkich odsyłam do tej płyty, która jest przepiękna plastycznie, wysmakowana… Chwała organizatorom za to, że podjęli się takiego trudu.
Agnieszka Jakubowska
Leszek Jankowski
14 października 2007 r.