Przejdź do treści

Jan Kiszwalter

Jan Kiszwalter /1787-1844/- Zapomniany i mało dziś znany kompozytor może wkrótce stać się nowym, ciekawym obiektem badań muzykologicznych, jak również poprzez ocalałe materiały nutowe wrócić do repertuaru pianistów. Dużą rolę w odkrywaniu gostyńskich korzeni tego muzyka odegrał Władysław Stachowski, który w Kronice Gostyńskiej z 1.03.1935r. zamieścił artykuł zatytułowany „Jan Kiszwalter – zapomniany kompozytor gostyński”. Wiele cennych informacji dotyczących historii tego rodu autor tego artykułu pozyskał bezpośrednio od ostatniego z żyjących jego przedstawicieli – Feliksa Kiszwaltera zamieszkałego w Gostyniu. Według niego rodzina Kiszwalterów (Kisewalterów) przybyła z Łużyc na początku VIII wieku do Grabonogu pod Gostyniem. Ponieważ młynarstwo w tej rodzinie było tradycją rodzinną, nabyli lub wydzierżawili tam wiatrak. Później Kiszwalterowie przenieśli się do Jaraczewa a następnie do Gostynia. Maciej Kiszwalter, młynarz z zawodu poślubił w 1742 roku Jadwigę Łęgeczewną. Mieli ośmioro dzieci, najstarszy syn Walenty, ur. W 1745 roku, idąc w ślady ojca, też został młynarzem. Będąc człowiekiem wyjątkowo przedsiębiorczym najpierw zainwestował w ziemię i młyn wodny w Pyszącej koło Śremu, później w Łęgu i Psarskich, gdzie na świat przyszedł Jan – późniejszy kompozytor. Jego chrzest odbył się w kościele parafialnym w Śremie 21 czerwca 1787 roku. Walenty Kiszwalter prawdopodobnie powrócił z rodziną do Gostynia i dalej zajmował się młynarstwem.

„ Dzieje Ziemi Gostyńskiej” pod redakcją Stanisława Sierpowskiego wydane w 1979 roku wymieniają Jana Kiżwaltera jako kompozytora związanego z Gostyniem jak również jego krewnych – Bonawenturę Kizwaltera , uczestnika powstania listopadowego , oraz Józefa Kiżwaltera uczestika powstania styczniowego.

Dziś o młodości kompozytora Jana Kiszwaltera wiadomo niewiele . Prawdopodobnie muzyki uczył się na Świętej Górze, u Księzy Filipinów oraz w szkołach Gostynia i Rydzyny. Mógł również przez jakiś czas kontynuować naukę w Warszawie. Tytuły zachowanych kompozycji „Batalia pod Ostrołęką dnia 26 –go Maja 1831 „ lub „ Polonaise militaire a la Skrzynecki” świadczą o jego wielkim patriotyzmie, a w szczególności fascynacji Powstaniem Listopadowym , w którym być może sam brał udział.

W 1818 roku przeniósł się do Poznania i zamieszkał z rodziną przy ulicy Wodnej. „Przechadzki po mieście Poznaniu „ Mottego wydane w 1891 roku dostarczają wiele szczegółów z życia kompozytora w tym okresie :

„Co godzinę mogłeś go był spotkać na ulicy biegnącego szybkim krokiem i kłaniającego się na prawo i lewo, chodził bowiem z lekcji na lekcją od rana do późnego wieczora, zawsze elegancko ubrany, z czarna na głowie starannie ugładzoną peruczką, z pod której uwydatniała się przyjemnie pełna twarz o żywych kolorach”.

Wiadomo , że jedynym źródłem utrzymania była praca nauczyciela muzyki (fortepian, skrzypce, gitara), głównie w domach prywatnych poznańskich arystokratów i mieszczan o czym świadczą dedykacje na kartach tytułowych jego kompozycji.

„Był on pierwszym metrem muzyki wyższego rodzaju którego tu pamiętam i do mniej więcej trzydziestego piątego roku, nim zjawili się nauczyciele niemieccy Klinghory,Greulichy,Kotzolty,Kambachy i inni uczył po pensjonatach i w rodzinach miejskich, a przez długie lata wszystkie niemal przyzwoite panny klepały po klawiszach przy p. Kiszwalterze. Umiał sobie pozyskać ich łaski, bo posiadał potrzebną w swym fachu cierpliwość i grzeczność ., nieraz nudne gamy, wariacje, sonaty uprzyjemniał dowcipem lub komplementem i rzadko kiedy dał klapsa po upartych paluszkach, gdy umyślnie dobierały fałszywych akordów. Te co miały talent i ochotę , wyuczyły się doskonale u niego i niejedna zawdzięczała mu swoje późniejsze salonowe zwycięstwa na klawicymbale”.

Z małżeństwa z Wiktorią urodziły mu się dwie córki, Teofila / po mężu Bogdańska /– pianistka i młodsza, Adamina /po mężu Mąkowska/– dobrze zapowiadająca się w kompozycji. Ta ostatnia dawała koncerty nie tylko w Poznaniu / Teatr, Hotel Saski , Hotel Drezdeński / , ale również w Kaliszu i w Warszawie. Pod koniec życia jako muzyk był również związany z kościołem farnym w Poznaniu. Tam też na nabożeństwie żałobnym 25 stycznia 1844 roku żegnano go Requiem Józefa Kozłowskiego.

„Dwie panienki swoje wykształcił należycie, szczególnie w muzyce; starsza spokojna i rozważna wyrobiła się na dobrą nauczycielkę, młodsza zaś maluteńka brunetka bardzo żywego śmiałego usposobienia, obdarzona znacznie większym talentem , dawała tutaj kilka razy koncerta w teatrze , zawsze jako ośmioletnia Adaminka, chociaż tych latek było wiele więcej….

…Byłby mógł nasz Kiszwalterek, jak go zwykle nazywano, zebrać fortunkę i zabezpieczyć sobie starość, zatrudnienia bowiem i do dochodu przez wiele lat miał dostatecznie, ale, jak to właściwie artystom, że o przyszłości nie myślą, i na świat patrzą przez różowe okulary, tak też i on wynagradzać sobie lubił mozolną i nudną pracę ciągłego wybijania taktu podnoszeniem podeszwy i liczenia raz, dwa, trzy cztery, rozmaitymi przyjemnościami w mieście. Nęciły go daru Bachusa, osobliwie podobał mu się złoty połysk węgierskiego częstokroć między jedną a drugą godziną przechodząc, trudno było, choć na kwadrans nie wstąpić do Sypniewskiego, Rosego, lub Powelskiego, by się orzeźwić, a wieczorami znalazła się tu i ówdzie kompanijka, z którą miło i wesoło ubiegały chwile , zwłaszcza, jeśli ciecz brunatna z obroślutkiej, jak mówił, lub poważnego gąsiorka przelewała się naokół w małe kieliszki. Nie mogę powiedzieć, żeby rzecz doszła do nadzwyczajnej rozmiarów, lub przeszkadzała w zawodzie, owszem, lekcje swoje odbywał Kiszswalter dość sumiennie, zawsze był przyzwoity i ugrzeczniony, w towarzystwie umiał się znaleźć sadził się nawet na delikatne maniery i słodkie słówka, ale pociąg do ladive bouille Rabelego poskutkował z czasem szkodliwie na kieszeń i zdrowie . Tworzył mu się powoli w żołądku karcynomat, z którym długo i daremnie walczył. Żal mnie szczery przejmował, ilekroć spotkałem się z idącym powoli i ostrożnie wychudłym Kiszwalterkiem, który to niegdyś tak szybko i zwinnie stąpał po bruku poznańskim. Nie stracił jednak do ostatka fantazji, chwytał się najrozmaitszych środków stręczonych przez lekarzy i nielekarzy i każdy zdawał mu się z początka wyborny, ale wszystkie zawiodły i przyszła dlań niespodziewana chwila, w której pożegnał się ze światem” .

Kompozycje Jana Chrzciciela Kiszwaltera , wyłącznie fortepianowe zachowały się m.in. w zbiorach Biblioteki Jagielońskiej , Biblioteki Narodowej , oraz Biblioteki PAN w Kórniku , Muzeum Historycznego w Warszawie , Biblioteki UAM w Poznaniu. a także National Bibliothek w Wiedniu.

Władysław Stachowski tak pisał w swoim artykule o Kiszwalterze z 1935 roku: „Mimo, że jednem z zadań zgromadzenia osiadłych pod Gostyniem księży Filipinów było pielęgnowanie muzyki Kościelnej, co pociągało za sobą istnienie orkiestry klasztornej, miasto nasze nie wydało wybitniejszych muzyków. W ogóle muzykalność naszych mieszczan nie wybiegała poza poziom ludności wielkopolskiej , która pod ty m względem pozostaje poza ludnością innych okolić polskich”. W świetle najnowszych odkryć dorobku takich kompozytorów z Gostynia jak Józef Zeidler, Maksymilian Koperski, Maciej Gembalski, Piotr Niestrawski , czy Alfons Szczerbinski trudno jest się zgodzić z tak postawiona tezą .

Opracowanie

Wojciech Czemplik

Szczególne podziękowanie dla Pana Macieja Gaszka i Pana Mariusza Sobeckiego za pomoc w pozyskiwaniu informacji.