Przejdź do treści

Festiwalowy weekend za nami

gazeta

Bazylika pękała w szwach. Było teatralnie, operowo, chóralnie, etnicznie, a przede wszystkim muzycznie. Koncert „Missa pro Don Giovanni” w wykonaniu Orkiestry Filharmonii Poznańskiej im. Tadeusza Szeligowskiego oraz Poznańskiego Chóru Kameralnego pod dyrekcją Marcina Sompolińskiego zainaugurował w sobotni wieczór 27 września III Festiwal Muzyki Oratoryjnej „Musica Sacromontana” na Świętej Górze.


Słuchacze nie zawiedli również nazajutrz. W swoistą, muzyczną podróż wprowadził publiczność Akademicki Chór Politechniki Gdańskiej pod dyrekcją Mariusza Mroza, który wykonał muzykę cerkiewną. Nastrój zmienił gitarzysta Krzysztof Pełech, który zaprezentował utwory hiszpańskie i latynoamerykańskie. Wieczór zakończył się „Mszą Kreolską”. Chór, soliści operowi i zespół folkowy Sierra Manta przenieśli słuchaczy do Ameryki Południowej.


K. Pełech, jeden z najaktywniejszych muzyków młodego pokolenia, wykładowca Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, laureat wielu prestiżowych konkursów w kraju i zagranicą, miał okazję występować przed gostyńską publicznością już wcześniej – dwa lata temu podczas kameralnego koncertu w klasztornym refektarzu.


Jak grało się teraz, w barokowych murach świętogórskiej bazyliki?


— Miejsce jest przepiękne, uskrzydlające, znakomita akustyka, wspaniałe nagłośnienie i światło, które tworzy atmosferę. Wszystkie warunki ku temu, aby koncert grało się dobrze i komfortowo, były spełnione. Dla mnie to była duża przyjemność. Dało się odczuć, że publiczność, która wypełniła całą bazylikę, nie była przypadkowa, że są to ludzie, którzy specjalnie przyjeżdżają na te koncerty i że sprawia im to radość – komentuje.


Co zadecydowało o wyborze takiego, a nie innego repertuaru podczas festiwalowego recitalu?


Staram się zawsze podczas takich festiwali, które nie są branżowe, nie są poświęcone gitarze klasycznej, tylko ogólnomuzyczne, zachęcić publiczność do gitary. Mój koncert towarzyszył w pewnym sensie wielkim wykonaniom dużych dzieł. Nie wszyscy wiedzą, że na gitarze klasycznej można wykonywać różnorodne stylistycznie utwory. Staram się dobierać tak repertuar, aby publiczność, która przychodzi posłuchać dobrej muzyki, a niekoniecznie gitary, nie nudziła się. Żeby repertuar był urozmaicony. Trochę muzyki hiszpańskiej – wiadomo, gitara kojarzy się z Hiszpanią; trochę muzyki latynoamerykańskiej, ocierającej się o jazz, czy wręcz o muzykę folkową. Staram się, żeby repertuar był dla ludzi; żeby mogli dobrze się bawić i wrócili na kolejny koncert – jeśli takowy będzie – mówi.


Jako najlepszy gitarzysta klasyczny K. Pełech ma okazję występować w różnych ośrodkach, czy salach światowej sławy. Czy występ w kościelnych murach zasadniczo różni się od wnętrz „niesakralnych”?


— Osobiście bardzo lubię występować w kościołach. Gitara zwykle bardzo dobrze tam brzmi. Pogłos, akustyka pomaga gitarzystom, wzmacnia dźwięk. Zdecydowanie wolę takie miejsca niż domy kultury, czy nawet niektóre sale koncertowe filharmoniczne, gdzie nie zawsze akustyka jest najlepsza. Jak najbardziej lubię grać w kościołach, pod warunkiem, że jest w miarę ciepło. Trudniej grać tam w miesiącach zimowych.


Jak gitarzysta ocenia festiwalową atmosferę i reakcję publiczności?


Od wielu lat znam Wojtka Czemplika, który jest jednym z pomysłodawców. Wiedziałem, że spotkam na tym festiwalu wspaniałych ludzi. Widać, że wszyscy zaangażowani organizacyjnie, przeżywają muzykę. Sponsorzy, którzy dopisują, nie ograniczają się tylko do wsparcia finansowego, ale czynnie uczestniczą w koncertach, udzielają się w życiu towarzyskim. To bardzo sympatyczne, że można poznać ich osobiście. Widać, że dla nich jest ważne, że mogą wspierać ten festiwal. Bardzo podobała mi się reakcja publiczności. Słuchacze byli entuzjastyczni i doceniali to, co artyści im prezentowali. Może byli trochę powściągliwi, ale pewnie ze względu na to, że znajdowali się w kościelnych murach.


O wrażenia z festiwalowych koncertów zapytaliśmy także Wojciecha Kwapisza, dyrektora Radiowej Agencji Fonografii Polskiego Radia.


Jak ocenia dwa festiwalowe koncerty i który bardziej przypadł mu do gustu?


— Jeśli mówić o moim guście, to zdecydowanie pierwszy, ale obydwa koncerty były bardzo ładne. Program był zróżnicowany, dlatego ciekawy.


Czy dobór repertuaru był trafny?


— Dyrektor artystyczny festiwalu Wojtek Czemplik ma wspaniałe pomysły – skomentował krótko W. Kwapisz.


Co urzekło naszego rozmówcę podczas pierwszego koncertu?


— Sama unikatowa kompozycja. To, że jest to partytura znaleziona na Świętej Górze, połączenie fragmentów opery „Don Giovanni” ze mszą świętą — to jest po prostu sprawa wyjątkowa. Wyjątkowa była też reżyseria. Sam fakt pozyskania reżysera najlepszego z najlepszych w Polsce, to już jest wielki sukces. Byliśmy świadkami – bo przyjechaliśmy dzień wcześniej – jak to było tworzone. W krótkim tempie, bez specjalnych prób, a osiągnięty został wspaniały efekt.


Jak W. Kwapisz ocenia atmosferę i reakcję publiczności?


— Atmosfera jest wspaniała. Publiczność jest naprawdę wyrobiona. Najlepszy dowód, że nie ma oklasków między częściami utworów, co nawet na najlepszych salach się trafia. Tu przecież są ludzie, którzy w zasadzie nie mają powodów być wyrobionymi, a jednak już trzeci festiwal spowodował, że ta publiczność naprawdę świetnie reaguje i tak tłumnie przychodzi na koncerty. To świadczy i o wyrobieniu i o potrzebie słuchania takiej muzyki na Świętej Górze. Atmosfera, klimat i bardzo dobra akustyka w całej bazylice, to są rzeczy niepowtarzalne i nieporównywalne. W zasadzie ten festiwal mógłby się odbywać w Krakowie, czy w Warszawie i byłby czołową imprezą. Trzeba popracować nad tym, żeby była to impreza o randze ogólnopolskiej i nie będzie to takie trudne, bo poziom jest wyjątkowo wysoki.


Jak sprawdza się bazylika pod względem radiowych nagrań?


— Mogę powiedzieć na podstawie dwóch płyt nagranych przez radio poznańskie, że te nagrania wypadły wspaniale, bez zastrzeżeń. Mam nadzieję, że tak będzie też za tydzień. A Fryderyk jest tego najlepszym dowodem, że to nie tylko nam się podoba, ale wielkie grono fachowców w całym kraju przegłosowało Fryderyka dla „Musica Sacromontana”.


Każde przedsięwzięcie ma swoje plusy i minusy. Jaki według W. Kwapisza jest najważniejszy plus i minus tej imprezy?


Minusów nie dostrzegam. Naprawdę. Nie dlatego, że nie wypada mówić. Ciężko powiedzieć o plusach, bo wszystko jest na plus. Począwszy od repertuaru, poprzez organizatorów, miejsce, fakt znalezisk historycznych. To wszystko jedno z drugiego wypływa i jest konsekwencją. Jestem przekonany, że ta impreza w krótkim czasie zdobędzie ogólnopolską sławę, jeśli tylko organizatorzy będą tego chcieli. Żeby się nie zepsuła, jak będzie ogólnopolska…


Kolejne dwa festiwalowe koncerty czekają nas już w najbliższy weekend. Na sobotę 4 października o 20:30 zaplanowano koncert dedykowany Gostyniowi w 730. rocznicę lokacji miasta. Polska Orkiestra Radiowa pod dyrekcją Łukasza Borowicza wespół z Zespołem Śpiewaków Camerata Silesia, wykona dwa utwory ze zbiorów świętogórskich: „Sinfonie D” Ferdinanda Riesa i „Regina Coeli” W. A. Mozarta oraz jeden ze zbiorów gnieźnieńskich: „Vesperae ex D” („Nieszpory”) J. Zeidlera.


5 października, w ostatni festiwalowy dzień, o 18:30 rozpocznie się koncert dedykowany Kongregacji Oratorium św. Filipa Neri w Gostyniu w 340. rocznicę fundacji. Honorowy patronat objęła Elżbieta Penderecka. Orkiestra Akademii Beethovenowskiej oraz Chór Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II pod dyrekcją Marcina Nałęcza–Niesiołowskiego, wykona „Symfonię nr 40 g-moll KV 550” W. A. Mozarta oraz utwór „Missa in D” Maksymiliana Koperskiego ze zbiorów jasnogórskich.


Agnieszka Jakubowska, Hanna Fibner
gazeta
Nr 40, z dnia 5 października 2008 roku