• baner1
  • baner2
  • baner3

Choć konkurs chopinowski trwa w najlepsze i od wczoraj odbywają się przesłuchania drugiego etapu, to mój wewnętrzny imperatyw kategoryczny sprawił, że przedstawię przebieg drugiej części festiwalu w Gostyniu. Bo działo się w miejscowej bazylice rzeczywiście wiele ciekawych zdarzeń muzycznych.

W ubiegłą sobotę zabrzmiała Symfonia Flamenco, a następnego dnia wystąpili Sinfonia Varsovia, Camerata Silesia, znakomici soliści i maestro Jerzy Maksymiuk.

Pisałem wielokrotnie o Gostyniu i fenomenie tego niewielkiego, bo prawie dwudziestotysięcznego miasta, położonego 60 km na południe od Poznania. Pierwsze wzmianki o Gostyniu pochodzą z 1275 r., gdy to właściciel tych terenów Mikołaj Przedpełkowic herbu Łodzia, sędzia województwa poznańskiego, otrzymał królewską zgodę na lokację miasta na prawie niemieckim. A później losy Gostynia kształtowała niełatwa historia Polski. Na przełomie XVIII i XIX w. miasto należało do zaboru pruskiego, następnie do Księstwa Warszawskiego, a jeszcze później do Wielkiego Księstwa Poznańskiego. II wojna światowa poczyniła ogromne straty w substancji ludzkiej Gostynia. Niemcy wymordowali prawie całą miejscową elitę, a wielu mieszkańców wysiedlono.

U ojców filipinów

Najważniejszym miejscem w całej okolicy, czyli zarówno w Gostyniu, jak i w pobliskich Piaskach, jest bazylika na Świętej Górze. Jej historia sięga XV w. Wówczas to w miejscu obecnie istniejącej barokowej świątyni wybudowano drewnianą kaplicę, a w 1512 r. wzniesiono niewielki kościół. Prawo do osiedlenia się na Świętej Górze otrzymali ojcowie filipini. W 1668 r. rozpoczęła działalność pierwsza na terenach polskich Kongregacja Oratorium św. Filipa Neri. Najświetniejszy z miejscowych obywateli Adam Konarzewski zdecydował o budowie kościoła na wzór krakowskiej świątyni pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła. Po jego śmierci wdowa zmieniła pierwotną koncepcję architektoniczną i zdecydowała ostatecznie o budowie obiektu na wzór weneckiej bazyliki Santa Maria della Salute. Od XVII w. klasztor i bazylika świętogórska stanowią jedno z centrów kultu maryjnego w Polsce. Przez cały rok przybywają tu pielgrzymi z całego kraju. Oprócz swojej misji ewangelizacyjnej zgromadzenie filipinów wraz z grupą zaangażowanych świeckich prowadzi działalność kulturalną. Stowarzyszenie Miłośników Muzyki Świętogórskiej im. Józefa Zeidlera to grono ludzi kontynuujących dawną tradycję muzyczną filipinów, sięgającą blisko pięciuset lat istnienia zgromadzenia, a od XVII w. istnienia bazyliki i klasztoru na Świętej Górze.

Dzięki idei św. Filipa Neri, który „łowił dusze dzięki muzyce”, tradycja ta znalazła odzwierciedlenie w działalności współczesnych. Opierając się na zbiorze muzykaliów znajdujących się w świętogórskiej bibliotece, członkowie stowarzyszenia pod protektoratem filipinów postanowili zorganizować Festiwal Muzyki Oratoryjnej Musica Sacromontana. W tym roku jest to jubileuszowe, dziesiąte już spot­kanie koncertowe w bazylice. Dla mieszkańców wielkich miast podobna działalność oparta na fachowcach i sporych pieniądzach jest oczywista. Tu jednak zajęli się organizacją festiwalu muzycznego amatorzy. W zasadzie tylko dyrektor artystyczny Wojciech Czemplik był zawodowym muzykiem, który miał wszakże od zawsze do czynienia z grą na skrzypcach, ale brak mu było doświadczenia w organizacji podobnych zamierzeń. Pozostali członkowie stowarzyszenia to ludzie niemający nic wspólnego z muzyką, w sensie zawodowym. No i dwaj kolejni ojcowie superiorzy, bez których wsparcia nic zapewne nie mogłoby się udać. I to dzięki wsparciu nie tylko w sensie duchowym, ale i materialnym. Uczono się na żywym już organizmie, pozyskiwać sponsorów, prowadzić rozmowy z impresariami i artystami, wypełniać wnioski do urzędów. Twórcy festiwalu są przykładem, że „chcieć to móc” i że bezinteresowne czynienie dobra odpłacane jest tym samym. Bowiem stowarzyszenie trafia wciąż na ludzi życzliwych i prawych. Mam tu na myśli zarówno fachowców, którzy zabudowują scenę, oświetlają i nagłaśniają bazylikę, filmują i nagrywają, ale także i miejscowe władze oraz polityków, którzy opiekują się festiwalem.

Gorące rytmy

Jak już wspomniałem, w ubiegłą sobotę w bazylice zabrzmiała Flamenco Symphony. To dość nietypowa muzyka, a do tego w nietypowym dla siebie miejscu. Gostyńska publiczność przyzwyczajona jest wszakże do różnych eksperymentów artystycznych. Hiszpanie grali tu już kilka lat temu. Była „Missa Criolla” Ramireza, był „Don Giovanni” Mozarta w formie… mszy, w reżyserii Ryszarda Peryta. Zaryzykuję twierdzenie, że gostynianie to publiczność jedna z najlepszych, jakie znam. Reaguje spontanicznie, ale uznać ją należy za niezwykle zdyscyplinowaną. Nie widziałem, aby przerywała symfonię czy inne wieloczęściowe formy oklaskami. Tym razem z racji wyjątkowej ekspresji wykonawców i nietypowej formy – Flamenco Symphony, to ośmioczęściowa suita podporządkowana partiom improwizującej gitary – wręcz wymuszała owacje po poszczególnych częściach. Gwiazdą był Carlos Pinana, dysponujący olśniewającą techniką gitarzysta flamenco, a zarazem kompozytor Symfonii. Towarzyszył mu na instrumentach perkusyjnych Miguel Angel Orengo. Obaj świetni improwizatorzy specjalizujący się w utworach flamenco, ale też absolwenci Konserwatorium. Flamenco, oprócz swojej archaicznej, oryginalnej formy, tak jak jazz czy tango argentyńskie, łączy się z innymi gatunkami muzycznymi. Pinanę interesuje łączenie muzyki andaluzyjskich Cyganów z klasyką. Toteż Hiszpanom towarzyszyła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Kaliskiej pod dyrekcją Adama Klocka. Świetny mariaż. Warto pamiętać, że zespół z Kalisza wsławił się udziałem w sukcesie Włodka Pawlika, z którym nagrał płytę nagrodzoną zdobyciem prestiżowej nagrody Grammy. Słuchacze, których organizatorzy doliczyli się około tysiąca (!), wymogli na Carlosie Pinanie trzy bisy.

Msza Zeidlera

A w niedzielę wielkie wydarzenie o skali – co najmniej – krajowej. Na zakończenie festiwalu wystąpiła Sinfonia Varsovia, jedna z najlepszych europejskich orkiestr tego typu. Spadkobierczyni i kontynuatorka najdoskonalszego na świecie w swoim czasie zespołu kameralnego – Polskiej Orkiestry Kameralnej. A za pulpitem dyrygenckim jej twórca – maestro Jerzy Maksymiuk. Czworo solistów: Iwona Hossa – sopran, Agnieszka Rehlis – mezzosopran, Rafał Bartmiński – tenor i Robert Gierlach – baryton, oraz Zespół Śpiewaków Miasta Katowice – Camerata Silesia. Sinfonia Varsovia wykonała „Trzy utwory w dawnym stylu” – Henryka Mikołaja Góreckiego oraz Divertimento D-dur Wolfganga Amadeusza Mozarta. Cóż za precyzja, niebiańskie piana i wyczucie stylu… Najwyższy poziom artystyczny! I wreszcie utwór, który stanowił ukoronowanie jubileuszowego festiwalu. Msza D-dur Józefa Zeidlera, utwór, który zapomniany leżał od ponad 250 lat w archiwach Biblioteki Monachijskiej. Rozbudowane dzieło sakralne zabrzmiało w miejscu, gdzie prawie całe życie spędził jego twórca. Być może Msza powstała właśnie w Gostyniu albo pobliskiej miejscowości – Obrze, gdzie istniało wówczas opactwo cysterskie. Mimo sporego rozmiaru utworu i karkołomnych partii żeńskich (szczególnie sopranu), publiczność szczelnie wypełniająca bazylikę w skupieniu śledziła premierowe wykonanie dzieła. Zasługa leży w doskonałych wykonawcach. Oprócz solistów i orkiestry, warto specjalnie pochwalić chór. Camerata Silesia, która występowała w Gostyniu trzykrotnie, obchodzi w tym roku swoje dwudziestopięciolecie. Jej twórczyni i szefowa, Anna Szostak zasługuje na specjalne pochwały. No i Maestro Jerzy Maksymiuk… Człowiek, który przepełniony jest muzyką i dla którego muzyka stanowi treść życia.

Zatem przez muzykę do zbawienia – jak mawiał św. Filippo Neri.

 

Autor:

Źródło:


bocznypanel swieta gora

bocznypanel plyty

bocznypanel fragmentykoncertow

bocznypanel manuskrypty
bocznypanel 1procent

palestrina

© Stowarzyszenie Miłośników Muzyki Świętogórskiej im. Józefa Zeidlera | Kontakt